Debiut dawnego rockmana Zbigniewa Hołdysa w nowej roli dramatopisarza okazał się zaskakująco udany. "Prawo McGoverna" to ważny głos w dyskusji o dzisiejszym świecie. To jednak niejedyny atut premiery w Centralnym Basenie Artystycznym. Ostatnie przedstawienie, które przed śmiercią wyreżyserował Piotr Łazarkiewicz, zaskakuje zwrotem akcji i zwraca uwagę ciekawym aktorstwem. Zbigniew Hołdys - postać charyzmatyczna w muzyce rockowej, współtwórca legendarnego Perfectu i jego największych przebojów - do teatru wkraczał z dużą nieśmiałością. Przygodę ze sceną rozpoczął, kiedy przed laty przełożył z angielskiego sztukę "Pif-paf! Jesteś trup!". Utwór został wystawiony w liceum, w którym uczył się syn muzyka. Tytus Hołdys zagrał wówczas z powodzeniem, rzecz o panoszącej się w szkołach przemocy zyskała duże zainteresowanie - zarówno uczniów, jak i nauczycieli. To zachęciło Hołdysa seniora do napisania kolejnych utworów adresowanych do młodzieży. A wkrótce stało się to czymś w rodzaju posłannictwa, bo każdy taki tekst bezpłatnie udostępniał szkołom. Hołdys rockman, mając dobry kontakt z młodymi ludźmi, wiedział, że może podzielić się z nimi własnymi doświadczeniami. Doradzić i przestrzec, nie będąc posądzony o tani dydaktyzm. Powstały więc sztuki o walce z patologiami, przemocą, nietolerancją, zaszczuciem oraz filmowe etiudy o młodych zagubionych w gąszczu dzisiejszego show-biznesu. Z tamtych doświadczeń narodziło się właśnie "Prawo McGoverna". Ponadgodzinny thriller z przewrotną puentą i niespodziewanym przebiegiem akcji. Sztuka kameralna grana jest przez młodych zapaleńców z wielką naturalnością. Słucha się ich w skupieniu. Spektakl zaczyna się od mocnej sceny przesłuchania skorumpowanego prawnika McGoverna (w tej roli Tomasz Solich) przez syna jego ofiary Sykstusa Wagnera (Tytus Hołdys). Zbigniew Hołdys, mówiąc o rzeczach brutalnych, o czasach pozornej prawdy, mocno zachwianej hierarchii wartości, nie epatuje wulgarnością, nie ucieka w dosadność. Odwołuje się do naszej wyobraźni - np. w scenie przesłuchania musimy się domyślić, że ofiara ma przyklejony do czoła ładunek wybuchowy. Wszystko rozgrywa się w konwencji teatru.Tytus Hołdys z twarzą o niewinnym, delikatnym uśmiechu, jako syn pragnący pomścić śmierć ojca, budzi przestrach, a jednocześnie zrozumienie. Tomasz Solich jako McGovern potrafi z talentem oddać dramat upodlenia swego bohatera, pokazać walkę o zachowanie resztek godności, a także jego bardzo pokrętną naturę. Kamil Dąbrowski jako Zawodowiec to z kolei bardzo sprawnie nakreślony typ współczesnego antyterrorysty. Człowieka - wydawałoby się - dość prostolinijnego, a jednak o mocno zagadkowej logice. Nic w tej sztuce nie jest do końca jednoznaczne i to jest jej siła. Grupa Niewinni Chłopcy postanowiła traktować teatr jako miejsce, w którym mówi się coś istotnego. Które nie będzie się kojarzyć z tanią rozrywką i komercją. Po pierwszym udanym doświadczeniu warto im życzyć, by swą "chłopięcą niewinność" zachowali jak najdłużej.
Jan Bończa-Szabłowski/Rzeczpospolita
Autor – Zbigniew Hołdys
Reżyseria – Piotr Łazarkiewicz, Maciej Kowalewski
Scenariusz – Zbigniew Hołdys
Choreografia – Maciej Zakliczyński
Kostiumy – Katarzyna Lewińska
Światło – Mietek Kozioł
Charakteryzacja – Agnieszka Nowak
Obsada:
Sykstus Wagner – Tytus Hołdys
Zawodowiec – Kamil Dąbrowski
McGovern – Tomasz Solich
oraz
Judyta Turan,
Jaś Aleksandrowicz