Krynki, w których dzieje się moja Antygona, to miasto skrzywdzone. Tuż przed rozpoczęciem prac nad “Antygoną w Krynkach” (tekst został wystawiony jako “Antyhona”, z typowym białoruskim “h”) skończyłam tekst „Hannah Arendt mnie nie kocha”. Tytuł dramatu odnosi się do słów, które Hannah Arendt skierowała do Gershoma Scholema w liście, napisanym w roku 1963, tuż po ukazaniu się jej książki „Eichmann w Jerozolimie”. Scholem zarzucił Arendt brak Ahabath Israel – miłości do narodu żydowskiego. Arendt odpowiedziała mu: „Nigdy w życiu nie darzyłam „miłością” żadnego narodu czy zbiorowości – ani narodu niemieckiego, ani francuskiego, ani amerykańskiego, ani klasy robotniczej, ani niczego w tym rodzaju. W istocie kocham „tylko” mych przyjaciół, a jedynym rodzajem miłości jaki znam i w jaki wierzę, jest miłość do osób.” “Historia będzie się powtarzać, dopóki ludzie nie zaczną jej słuchać.” W pewnym sensie„Antyhona” podejmuje dyskusję na temat tego arendtowskiego braku miłości do narodu, czy zbiorowości. Bohaterowie „Antyhony” kochają nie naród czy kraj, tylko ziemię ojców, w której złożone są kości ich przodków, tę, która karmi swoimi plonami, i w której tkwią fundamenty ich rodzinnego domu. „Ja tutejsza” – mówi o sobie na przesłuchaniu Ksenia, Polka prawosławnego wyznania. W czasach, gdy co rusz zmieniały się rządy i rządzący, kiedy zmieniały się państwa, jedynym wyznacznikiem tożsamości pozostawało miejsce zamieszkania, pole uprawiane od dziada pradziada, historia korzeni własnej rodziny z orbitą sąsiadów, i to też tych najbliższych, z którymi graniczy się przez płot czy miedzę. „Antyhona” porusza kwestię przesuwania granic, tragicznych wyborów lub odgórnych decyzji o przynależności narodowej, których dokonywano w Polsce, w Krynkach i okolicach, tuż na granicy ze Związkiem Radzieckim, w roku 1947. “My są Polaki i katoliki. My w Boga wierzym. Jak trzeba było, Żydów się biło, ale by zabić? Przecież to grzech jest. Chociaż to Żydzi Pana Jezusa…” Napisałam „Antyhonę”, bo mogłabym powtórzyć za Marci Shore: „Skoro historia sama w sobie nie ma żadnego pierwotnego sensu, to ma go pisanie historii. A ów sens, nazwijmy go celem moralnym, to pielęgnacja zdolności do wykonywania przeskoków wyobraźni – do umysłów innych i życia innych – to znaczy pielęgnacja empatii, współodczuwania.” “Smieszne. Biełorusska familia, żywiotie na sowieckoj zielmi, a gawaritie, szto wy Polka. Spraszu jeśsio raz. Kto wy?”
Dana Łukasińska