Mefistka

Siedzi naprzeciwko
Na dobrej kolacji
I zamiast jeść
Gada bez przerwy
O sobie i o władzy
Od tego nie od szparagów
Małe uszka jej się trzęsą
Przełykam głodne kawałki
O tym mianowicie że kocha
Siebie kocha za wyrafinowanie
Że to ona mówi intuicji
Co ma jej powiedzieć
Że pieści swą inteligencję
Kreując tragedie
Uwielbia strach w oczach ludzi
Gdy słodząc im grozi
I jak wzbudza trwogę
Gdy głos cicho nie głośno
Z piersi wydobywa
Chyba jest demonem
Skoro wie wszystko
O wszystkich
Co wiedzieć zdoła
I powinna by łamać
Ich kości i serca
Drzeć i sklejać dusze
Chciałaby bezczelnie
Gdy stanie przed Bogiem
Nie wedle swej woli
Spłonie w jednej chwili
Chyba jest demonem
A jak chyba trza uwiązać
I starczy niech wyschnie
Starczy uwiąd arogancji
Mefistka bezklasitka