Pełniogruszka

Tak się zwykle składa
Że przy pełni księżyca
Na gruszki z bitą śmietaną 
Ciężkostrawne i słodkie
Mam ochotę
 
To danie w sam raz
Dla lunatyka
Pełen półmisek 
O drugiej w nocy
Łapczywie opróżniam
 
Patrzę w stronę bladej
Latarni cicho majaczącej
Brutalnie przerwane
Przez apetyt krótkie sny
Przywołuję w głowie
 
Gruszka i pełnia księżyca
Na spacer mnie prowadzą
Po linii jasnej nocy balansuję
Skaczę z dachu na dach
I odwiedzam koty
 
Biała czaszka księżyca
Smutno zamyślona
O mnie zapomniała
Ku granicy nocy
Spadam jednostajnie
 
Gruszki skończyły sie
Śmietana stopniała
Zbliża się nieuchronnie
Pora przebudzenia
Jestem suchy i słaby
Jak biała rodzynka
 
Głód kolorowych snów
Marszczy moje ciało
Dzień różowy zakwita
Powieki przebija wschód słońca
Szukam do domu drogi
 
W prześcieradłach
Taniec cieni i sierść
Całkiem mnie zniewala
Przy błysku poranka ze zwierzęcia
W człowieka ponownie się zmieniam